-->
Św. Maksymilian Kolbe
Cóż miał uczynić w tej strasznej godzinie,
Godziny jakieś po otchłaniach biły -
Ogromne, długie, smętne, nieprzebyte,
Godziny jakieś po otchłaniach biły -
Ogromne, długie, smętne, nieprzebyte,
Gdy siebie ujrzał poczętego w Słowie,
Gdy krew Pańska w jego żyłach płynie
I o słonecznej pamiętał budowie.
Wyrzucił ogień na kształt światła stanu,
Przeciwny światłu w odstępcy osobie
Wolą obracał w słonecznej budowie
Z wybuchu kształtów pędzących z wulkanu.
Gdy krew Pańska w jego żyłach płynie
I o słonecznej pamiętał budowie.
Wyrzucił ogień na kształt światła stanu,
Przeciwny światłu w odstępcy osobie
Wolą obracał w słonecznej budowie
Z wybuchu kształtów pędzących z wulkanu.
Odblask jutrzenki - świt wschodził różany
W ręku miecz pełny, stalowy i złoty płonący płomieniem
Szedł nieśmiertelny i w słońce ubrany
Ze złotym na głowie słonecznym pierścieniem.
W ręku miecz pełny, stalowy i złoty płonący płomieniem
Szedł nieśmiertelny i w słońce ubrany
Ze złotym na głowie słonecznym pierścieniem.
13.10.2009 10:35
wariant drugi
Maksymilian Kolbe
Cóż miał uczynić w tej strasznej godzinie, –
Tu Bóg potęgą przez niego odpowie... –
Oto nadpełzły – już wątłe Erynie –
I siebie ujrzał poczętego w Słowie,
Gdy krew Pańska w jego żyłach płynie
Powyżej ducha. -
W słonecznej budowie,
Gdy promień złoty na kształt światła stanu
Roztrzaskał formy pędzące z wulkanów.
Odblask jutrzenki – świt wschodził różany
W ręku miecz pełny z cheruba płomieniem –
Stał nieśmiertelny – na biało ubrany
W złotym na głowie jak słońce pierścieniem –
Skierował kroki ku swojemu Panu;
W oczach miał wierność jak chleb i istnienie.
A wokół ciemność szalała szatana,... –
– Stopniowo... – bladła pod naporem Pana.
Agamemnon
13.10.2009 10:35
Burza ( wersja najnowsza poprawiona 27.05.2015 )
(Powstańcom warszawskim poświęcam)
Kamienne góry dosięgły nieba
Rozdarło się niebo przekłute iglicą
Przez lasy po cieniach chodzące mgławice
Jak białe kontury przykryte przyłbicą
Noc się rozległa w strasznych błyskawicach
Bijąca w w rozległych przestrzeniach
Jasny
śmiertelny nikczemny dla ziemian
Pełny złowieszczy jak krzyż złamany
Do końca biły jak w kuźni pioruny na przemian
Bijące z gór świetlistych pioruny
Płynące z chmur jęzory jak czarne gady
Zdziczałych czartów wprost piekieł zwiastuny
Jak znak zagłady
Z wściekłością kuły skały
Jak mur natury
Pełny złowieszczy jak krzyż złamany
Do końca biły jak w kuźni pioruny na przemian
Bijące z gór świetlistych pioruny
Płynące z chmur jęzory jak czarne gady
Zdziczałych czartów wprost piekieł zwiastuny
Jak znak zagłady
Z wściekłością kuły skały
Jak mur natury
Piorun śmiertelny, piorun na przemian
Bijące z chmur piekieł zwiastuny
Rozbłysły krzyże, białe kurhany
I ojców całuny
Żelazem okute w Wars i Sawy losach
Z chmur pioruny się toczą po ziemi gorącej
Czy czujesz grzmoty śmierci uderzeń we włosach
We krwi rozbłyskach jaśniejszych niż słońce?
Grzmotów ognia purpury tu więcej nie trzeba
I złowieszczych pomruków fatalnych
Kamienne góry dosięgły już nieba
I zwalił się ogrom straszliwy ze szczytu
Piorun co dotknie i spali
Rozdarło się niebo choć było ze stali
I odbił się grzmotem od niebios błękitu
Zaświecił w piorunie jasny Parnas w dali
I z brzóz srebrzystych biały krzyż hymnu
Na chwilę zaświecił
I ogień dobywa z błękitu odmętu
Ja wiem. On jeden jest święty.
Jak Chrystus na krzyżu na żaglach rozpięty
Na polach ojczystych niezwykłej golgoty
Blady krzyż śmierci niewoli rwał pęta
Był krwawy i złoty z kurhanów odmętów
To wiem. On jeden jest święty
Ta ziemia na której on stoi
Jest święta
Agamemnon