wtorek, 13 października 2009


-->
Św. Maksymilian Kolbe
Cóż miał uczynić w tej strasznej godzinie,

Godziny jakieś po otchłaniach biły -

Ogromne, długie, smętne, nieprzebyte,
Gdy siebie ujrzał poczętego w Słowie,

Gdy krew Pańska w jego żyłach płynie

I o słonecznej pamiętał budowie.


Wyrzucił ogień na kształt światła stanu,

Przeciwny światłu w odstępcy osobie

Wolą obracał w słonecznej budowie

Z wybuchu kształtów pędzących z wulkanu.

Odblask jutrzenki - świt wschodził różany

W ręku miecz pełny, stalowy i złoty płonący płomieniem

Szedł nieśmiertelny i w słońce ubrany

Ze złotym na głowie słonecznym pierścieniem.

13.10.2009 10:35 



wariant drugi




Maksymilian Kolbe




Cóż miał uczynić w tej strasznej godzinie, –
Tu Bóg potęgą przez niego odpowie... –
Oto nadpełzły – już wątłe Erynie –
I siebie ujrzał poczętego w Słowie,
Gdy krew Pańska w jego żyłach płynie
Powyżej ducha. -
W słonecznej budowie,
Gdy promień złoty na kształt światła stanu
Roztrzaskał formy pędzące z wulkanów.


Odblask jutrzenki – świt wschodził różany
W ręku miecz pełny z cheruba płomieniem –
Stał nieśmiertelny – na biało ubrany
W złotym na głowie jak słońce pierścieniem –
Skierował kroki ku swojemu Panu;
W oczach miał wierność jak chleb i istnienie.
A wokół ciemność szalała szatana,... –
– Stopniowo... – bladła pod naporem Pana.




Agamemnon
13.10.2009 10:35





Burza ( wersja najnowsza poprawiona 27.05.2015 )

(Powstańcom warszawskim poświęcam)





Kamienne góry dosięgły nieba
Rozdarło się niebo przekłute iglicą
Przez lasy po cieniach chodzące mgławice
Jak białe kontury przykryte przyłbicą
Noc się rozległa w strasznych błyskawicach
Bijąca w w rozległych przestrzeniach


Jasny śmiertelny nikczemny dla ziemian
Pełny złowieszczy jak krzyż złamany
Do końca biły jak w kuźni pioruny na przemian
Bijące z gór świetlistych pioruny
Płynące z chmur jęzory jak czarne gady
Zdziczałych czartów wprost piekieł zwiastuny
Jak znak zagłady
Z wściekłością kuły skały
Jak mur natury

Piorun śmiertelny, piorun na przemian
Bijące z chmur piekieł zwiastuny
Rozbłysły krzyże, białe kurhany
I ojców całuny

Żelazem okute w Wars i Sawy losach
Z chmur pioruny się toczą po ziemi gorącej
Czy czujesz grzmoty śmierci uderzeń we włosach
We krwi rozbłyskach jaśniejszych niż słońce?

Grzmotów ognia purpury tu więcej nie trzeba
I złowieszczych pomruków fatalnych
Kamienne góry dosięgły już nieba
I zwalił się ogrom straszliwy ze szczytu
Piorun co dotknie i spali

Rozdarło się niebo choć było ze stali
I odbił się grzmotem od niebios błękitu
Zaświecił w piorunie jasny Parnas w dali
I z brzóz srebrzystych biały krzyż hymnu
Na chwilę zaświecił
I ogień dobywa z błękitu odmętu
Ja wiem. On jeden jest święty.

Jak Chrystus na krzyżu na żaglach rozpięty
Na polach ojczystych niezwykłej golgoty
Blady krzyż śmierci niewoli rwał pęta
Był krwawy i złoty z kurhanów odmętów
To wiem. On jeden jest święty

Ta ziemia na której on stoi
Jest święta








Agamemnon 

środa, 7 października 2009


Totalitarny
( Odpowiedź na wyrok Sądu Okręgowego w Katowicach (23.09.2009 - sędzia Ewa Sloecka) skazującego księdza katolickiego za głoszenie prawdy)

Totalitarny, tak bardzo znajomy
Świat , który jak upiór we krwi się umywał
A wszędy oczom ludzkim pokazywał
Smutek i większe mogiły niż domy
Gdzie postać władcy krwią napotkana
Była tak straszna jak postać szatana.

Szedłem w kajdanach z barbarzyńcami
Szedłem nową torując drogę - Mord czerwony
Na sosenkach - uskrzydlony jak piorun ogniami
Oczy mi przeżarł - już patrzeć nie mogę
Serce mi zdławił.

Agamemnon
07.10.2009 22:13

czwartek, 1 października 2009


Przemijanie(listopad)
Dojrzewa już owoc ogrodu jak życie
I czasu - co płynie jak rzeka.
Czas, co prowadzi do złocistych mgnień losu
Pełnych jesieni,
Dojrzałych już wrzosów -
W dojrzałego jak prawo człowieka.

Uleciały dni moje, spłynęły dni moje,
Spłynęły jak rzeka daleko.

Ziarno prawdziwe, mądrość prawdziwą
Wyda - co nie ginie przy wieczności kresie.
Ziarno me żywe, wiele dóbr wielkich,
Ziarno prawdziwe przyniesie.

Musiałem wiedzieć jakie jest łez prawo,
Jak ból smakuje z kamienia.

Zebrałem dni moje jak perły istnienia
Z samych jasnych wypełnionych światów,
Gdzie ma początek byt a końca już nie ma

Człowieku świątynią Ducha jesteś,
W tobie Słowo święte.
Ileż uroku, kto wykuł twą wielkość -
Przybytku niepojęty
W którym wszechświat cały -
I Bóg jest zamknięty,
Aż czas gwiazdami srebrzony posypie ci włosy.

Ty, który z ośnieżoną głową,
Złożysz przed tron Boga całe swoje życie,
Jak gałąź majową,
Gotowy zdać sprawę z serca i zarządu,
Wobec boskiego postawiony sądu.

I cienką nić tęsknoty pieśń wydała złota
Na pożegnanie.
Na złotej lutni pochwycił śnieżony,
Na złotych strunach wygrywał tęsknotę
Tak w przeszły jak przyszły wiek złoty
Na powitanie.

*

Świeciła noc księżycowa
I gwiazda i znicze
I pocałunki z odległej przestrzeni.
Jak pieśń stepowa
Jak wiatr jesienny





Agamemnon
14.09.2009 21:22

Gdy dziewczę się budzi



Nadchodzi świt nowy,
Nadchodzi jutrzenka,
We mgłach porannych płyną powoli
Nowe błękity na ręce, piersi i czoła.

Poranek się ściele,
Śpi jeszcze dziewczę, poranek już woła
Duszę zamkniętą w pięknym żywym ciele.
(Bóg tu wspomniał na pokorną cichą cnotę.)
Oszalała radość hymnu natury bez mała,
Poranek zaczyna budzić dziewczę złote.

Jakby wśród cyprysowych gajów
Już ziemia powstała
Ze szczebiotem potoków,
Pląsaniem strumyków
I w złotych obłokach cały świat tonie.

I oto promień słońca
Śliczne dziewczę pochwycił za skronie.
Jak ptak pięknością zamknięty i dziki
Wzleciała radośnie,
Jak anioł radując się rośnie,
Świeciła jak naga gwiazda w jutrzenkach bez liku.

Powstała szczęśliwa,
Wzniosła konwalie ku słońcu
I piękną słoneczność swej duszy
Co ziemię okrywa.

Konwalie rękami dziewczyny,
Co w górze zawisły, siały perły i rosy
Na polach, dolinach i górach,
Na mchach, kalinach i wrzosach
Ojczystych.

I co Bóg może zdarzy,
Zwycięskim kluczem, każde wnętrze poruszy.
Te kwiaty z jej serca, z jej ręki
We śnie sięgają dna duszy, sięgają na jawie
A potem, oczęta perełki z konwalii
Odlatują, by zaraz powrócić i patrzeć ciekawie
Na sposób przemiły.

A oczy konwalie uśmiechem wabiły,
Jak czar dziwny włożony na skronie,
Jak ogień na skroniach co płonie.

O kraju rodzinny piękny, pięknością przedziwny.








Agamemnon
11.09.2009 0:03

Łzom trzech spojrzeń

(Warszawskim powstańcom, państwu Baczyńskim poświęcam)

Boleści orzeł, ojczyzno biała
Dniom na czerwonych od krwi przestworzach
Blask rozpościelasz i rozogniona
Przechodzisz cała.

Jakim twym czarem rozmiłowałaś
Serca półżywe i poniżone
Jakiego ducha w mojej koronie
Zamknęłaś słońca i jaką dolę?

Tym dniom co szerszeń oko wykole
Sprawca milionów bielmowych znamień
Jak łzom trzech spojrzeń co w jednym kole
Wyryte w jeden umarły kamień
Od Krzysia, Basi i ich dziecięcia

W żywych aniołów tych ludzi zamień
Panie od wszystkich człowieka losów
Od strzałów oni, bicia i stosów
Oni nie mieli żadnego głosu!

O! żegnaj życie - człowiecza perło
Życiem służyli Ci zawsze wiernie
Daj im koronę Panie i berło

Odeślij ciernie i zapomnienie
Odeślij skargi i ludzkie łkanie
Kamieniom Twoim rzuconym na szaniec.

*

Przechodniu, powiedz Polsce
Powiedz koniecznie krajowi
Tu leży warszawski powstaniec
Tu leżą ojczyzny synowie.

Przystań
I odmów różaniec.











Agamemnon
20.09.2009 9:06