czwartek, 14 sierpnia 2008

***


Oto stoimy na ziemi tragicznej

Pobojowisko dymi odwarem
Cuchnie zbrodniczą śmiercią
I cuchnie zbrodniczym pożarem
Dzieło niemieckiego Kaina
Wracając z pogrzebu
Po czerwonym śniegu
Nieludzkiego nad wyraz, nieludzkiego męczeństwa
Wiedziałem, że Dojczowi wybije godzina
Odczłowieczony wg sądu wagi
Przed Boga tronem i Polski tronem - tragicznie nagi -
Sam się na wieczność odarł z człowieczeństwa



Agamemnon

Kultura niemiecka



Niemczyzna znalazła się w swoim żywiole
Aż sam Mefisto w pałęki wywiódł swe brwi
Sumiastym skokiem zakręcił ogonem i stanął na stole
By w ludzkiej po brzegi wykąpać się krwi
I podał Niemcom puchar czerwony i szklisty
Spokojnym ruchem stateczy Mefisto
By w ludzkiej zanurzyli go krwi
I rola ta - Niemców niezwykle urzekła
Wypełniając rozkazy Mefisty - wracali do piekła

W codzienności lamentu ulicy, szaleje niemiecka
Kultura cała w czerni i ostrą ma sierść na śmierć
A jak spotyka kogoś z nadzieją - wkłada mu w usta
ogień nałożony na żerdź
I trzyma tak długo aż oddech już ustał i na twarzy
pojawi się śmierć.
I tylko kruki skrzeczą i kraczą lecz się nie śmieją
I jednym okiem patrzą.
Po ulicy chodzą umarli i skrzydła odłupili krukom
I jak na choince w boże narodzenie przyczepili bukom
I wszystkie świata lutnie, zagrały prawdziwie i smutnie
Tak jakby umarła już nawet nadzieja bratnia
Która jak wiemy umiera ostatnia
A na ich czele idzie martwy lokaj ze zgasłymi oczami
I zgasłym kandelabrem z upływem jesieni
O twarzy popioła, która stopniowo w proch się zamienia
I w proch powstanie nim przyjdzie nadzieja
I świtanie w światłu zmartwychwstania.

Parzył kryształ powietrza, na głowy waliły się ciał ludzkich góry
Gdy płacz ludzki już zwietrzał a trzewia żarły niemieckie jaszczury
A po spaleniu powstał nawóz ludzki żyzny
Z napęczniałych chmur cmentarnych niemczyzny.


Gdy się przedwcześnie umiera
Przy niedopełnieniu istnienia na ziemi
Unoszą się drzewa i rdzawe do mózgu odartego wrzynają się skorpiony i raki
I wiatr uchodzi pękniętym obojem jesieni
Wiją się liście czerwieńsze niż ptaki
I kule chromego wchodzą do gardła jak oścień
Wychodząc na zewnątrz oczami na rozcież.
Dni i obłoki rozbijają się jak fale o kamień epoki
I dusi zaduchem śmierci lawina
W litanii z dzwonami bijących rozpaczą
Wraz z dzikim znamieniem na czole Kaina
Wieczystym znakiem niemieckich siepaczy.




Agamemnon
***



Oczy co łzy wylały rzewne

Wyschły suchym traktem jak ognista rzeka
I w oczodoły co zbrodzień wyrzeźbił w drewnie
By nie było w nich ani źdźbła człowieka
Wcisnął oczy - gałki z kamienia
Co nie znają żadnego już bólu
Ani nie widzą i czują cierpienia




Agamemnon